jakże piękne, artystyczne zdjęcie...
Co byś zrobił mając tylko chwilę, żeby uratować swoje życie, a zegar już zaczął odliczać?
Dla sprostowania, które chyba nie będzie zbytnim spoilerem - nie kilka minut, a cały dzień. Może i na Ziemi trwa to trzy minuty, ale w miejscu, do którego trafiają bohaterowie, jest to troszkę dłużej...
Czytając opis byłam przekonana, że będzie to coś w stylu Igrzysk śmierci, ale z tą różnicą, że w przypadku Wezwania każdy trafia na arenę, żeby na przykład przeprowadzić selekcję naturalną czy coś w tym stylu.
Jakże inna jest prawda...
Książka jest (co swoją drogą widzę ostatnio w wielu innych tytułach, a bardzo mi się podoba) inspirowana mitologią. Przerabiałam już dawno grecką i rzymską (Percy Jackson), słowiańską (Szeptucha), nadszedł czas na celtycką czy też irlandzką.
Sidhe (zdjęcie poniżej) tylko wyglądają na przyjazne istotki... Nie napiszę za wiele na ich temat według mitologii, ponieważ naprawdę, nawet wszystkowiedząca Wikipedia prawie nic o nich nie wie... Może skoncentruję się na ich książkowym wizerunku.
Na nieznanym terenie ruszą za nimi bezwzględni łowcy, którzy zrobią wszystko, by ich dopaść i zabić.
W ogóle odradzam czytania, a tym bardziej wierzenia opisowi... W każdym razie Sidhe są naprawdę wściekli, że Irlandczycy zabrali im Krainę Tysiąca Barw, jak nazywają Ziemię i zmusili do życia w Szaroziemi. Dlatego też porywają ziemskich nastolatków i ich tam zabijają... Czasami komuś uda się uciec, ale to wyjątki. W odpowiedzi państwo (które o dziwo nie jest "złem najwyższym", jak w większości współczesnych dystopijnych młodzieżówek) tworzy Szkoły Przetrwania, gdzie, jak wskazuje nazwa, młodzież uczy się przetrwać Wezwanie przez Sidhe.
Książka jest ponura, smutna, naprawdę przygnębiająca... Czytając ją czułam się prawie tak zdołowana jak podczas Kamieni na szaniec. Nie jest też to lektura dla każdego. Strachliwi podciągnęliby ją pod horror, z powodu chociażby pewnych genetycznych modyfikacji dokonanych na ludziach przez Sidhe... Albo samych Wezwań.
Mimo tego naprawdę bardzo mi się podobała. Chociażby dlatego, że większość młodzieżówek jest albo dystopijna, albo inspirowana mitologią. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z połączeniem tych dwóch tematów. Bardzo podoba mi się też wiek bohaterów - zaczynało mnie już naprawdę denerwować, że w większości książek mają oni po szesnaście do dwudziestu lat. A tutaj, o dziwo, moi czternastoletni rówieśnicy.
Na kocioł Dagdy, The call naprawdę wciąga, polecam!
A tak na koniec, dla osób, które może przeczytały tą książkę: Czy według Was też jest za mało Antosia? Bo ja mam takie "szczęście", że jak naprawdę bardzo polubię jakiegoś bohatera, albo coś mu się stanie, albo będzie o nim kilka słów, albo połączenie opcji pierwszej i drugiej...
Zanka